List do pana L. M. redaktora Przeglądu, Listy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->LISTD O P A N A L M..REDAKTORA „PRZEGLĄDU."•.■-\ .;Rżećż nie przeznaczona do handlu księgarskiego.W K R A K O W IE ,C ZC IO N K A M I D R U K A R N I „ C Z A S U11P R . K J.U O ZY C K !B G O I S P .p o d za rz ąd em Jó z e fa Ł a k o cińskiego.N A K ŁA D EMW ALEREGOK W IA T K O W S K IE G O .1886.A więc rzeczywiście nmsi przyjść do tego, co tonemtylko żartu powiedziałam, że kw estyą jest jeszcze, czy dlaP ana potrafię co kiedy napisać, ale z pewnością przeciwPanu nieraz będę miała ochotę wystąpić. J a k P an widzi,ochota ta długo na siebie czekać nie kazała. M e idę wpraw­dzie do innego dziennika, z gromami na Pana, ale do P anasamego z protestem. Ażebyśmy się zrozumieć mogli, a uni­knęli niepotrzebnych frazesów, wybieram sposób najprostszy,przeczytam wraz z Panem niektóre ustępy artykułów Jego,i pozwolę sobie przytoczyć moje uwagi. Zaczynam więc:„Przegląd potępia wszelkie warckolskie wykrzyki, nie za­chwyca się czczemi frazesami, mającemi jeszcze urok dlaludzi naiwnych, nie żywi admiracyi dla tych, którzy w każdejchwili gotowi są zapalać namiętności polityczne narodu, abyprzy tym ogniu swoją pieczeń upiec“ etc. Niesłuszny zarzut;śród zamętu zapewne wysuwają się nieraz i tacy, którzy zewszystkiego korzyści ciągnąć radzi, samolubi i spekulancizdarzają się wszędzie; ale, aby naród rozmyślnie rzucaćw próbę ogniową, nie w innym celu, ja k tylko dla osobistychwidoków korzyści, czy nawet ambicyi, na to potrzeba cośinnego, nie już samolubstwa i interesowności; tego nawetzbrodnią nazwać nie można, bo do takich zbrodni, człowieko równowadze moralnej zdolnym nie je s t; na to, potrzebachyba tylko pewnego rodzaju manii, umysłowego obłędu.Widzimy w historyi, że najbardziej nawet ambitni ludzie,jeszcze ideą jak ąś usprawiedliwiać usiłowali czyny swojeprzed innymi i własnem sumieniem. Zresztą, tego rodzajuambicya zdarzać się może pomiędzy potężnymi, mającymiszanse powodzenia, nigdy śród narodu męczenników. Dośćpotwarzą nas obcy; nam trzeba prawdy, ale nie pessymistycz-nych widziadeł. Lecz czytajmy d a le j: „nie kłamie Przeglądmówiąc o Rossyi, nie pisze o niej, o jej narodzie i o jejrządzie bzdurstw i niedorzeczności1 etc. Nie wiem, co Pan'nazywa kłamstwem i niedorzecznością, w każdym razie jestto zarzut gołosłowny, powinienby Pan przytoczyć fakta, bobez tego, cały ten frazes w ygląda tylko na chętkę wystę­powania w roli m entora dzienników innych. „Co więcćj,traktuje ją, jako mocarstwo, które panuje nad 15 milionamiPolaków, i którego drażnić nie w ypada, chociażby się miałozdobyć 100,000 prenumeratorów, bo się tem szkodzi 15 mi­lionom rodaków ; ergo Przegląd nie kocha ojczyzny, jestzdrajcą kraju, i stara się o debit do Rossyi." Na miejscuPana, nie raczyłabym podnosić podobnego rodzaju insynuacji.Następnie, aż. do końca w Nrze 6, czytam z prawdziwą przy­jemnością.Przechodzimy do Nru 3. Przytoczywszy ustępz NowejR efo rm y,pisze P an : „Otóż przeciwko temu stanowczo pro­testujemy. Europa, zrażona kłamstwami liberalnych dzienni­ków, tendencyjnem fałszowaniem faktów, dlatego tylko, abyprzedstawić Rossyę w świetle barbarzyństwa, przestała jużwierzyć temu, co podają pisma polskie, tak dalece, źe nawetsłuchać już nie chce o faktach prawdziwych." Doprawdymam ochotę zapytać, czy zagłębiony w Darwinach i Haeklachnie widział Pan, co się na świecie działo, i co było sprężynątych faktów ? Co do powtórzonego zarzutu, jakoby dzienni­karstwo galicyjskie okłamywało Rossyę i fałszowało fakta,jeżeli chodzi o błahe plotki i bójki ja k np. pijaństwo Ale­ksandra II i t. p., niepowinienby się Pan tak bardzo na tozżymać; zapewne jest to niepotrzebne i płaskie, ale plotkii baśnie krążą w dziennikarstwie wszystkich krajów, o rz ą ­dach swoich i obcych, o panujących i dygnitarzach. Pan samnielepiej obszedł się z Bismarkicm, aniżeli prasa galicyjskaz cesarzem rossyjskim ; ktoś ktobjr się tak oglądał na Niemcy,ja k Pan na Rossyę, mógłby P ana poczęstować tak ą apo­strofą, ja k ą P an częstuje dzienniki inne. Powtarzam więczdanie moje, że o błahostkach mowy być nie może, leczjeżeli chodzi o rzeczy ważne, dziennikarstwo powinno przy­przeć P ana do muru, zażądać dowodów na to, że Rossyaw stosunku do nas czystą jest, a ono j ą tylko szkaluje, iodeprzeć ten zarzut, który inaczej, z tryumfem podniesieprasa rossyjska. Więc to fałsz, że system Rossyi wobec nasjest barbarzyńskim ? Mamże P ana posądzać o zupełną nie­świadomość wciąż jeszcze dziejących się faktów ? — faktówtakiej doniosłości, że nietylko dziennikarstwo, lecz kistoryaliczyć się z niemi będzie musiała. Więc P an nie odczuwał,nic odczuwa obecnie wszystkich możebnych i niemożebnycheksperymentów katowskich, dokonywanych na żywym orga­nizmie naszego narodu ? ! .. . Czy mam to wszystko wyliczać ?Oprócz Pana, o barbarzyństwach tych wszak wszyscy wiedzą.I Europa wie trochę więcej od P an a; a nie potrzebowała na todziennikarstwa galicyjskiego, dość jej zasięgnąć informacyiz samejże rossyjskiej prassy. A jeżeli udaje że nie wie, jeżelisłuchać nie chce o faktach prawdziwych, czy doprawdy wierzyPan, że jest to winą dzienników polskich? Czy Pan nicnie wie o sposobach, w jak ie nad opinią Europy pracująambasady rossyjskie? Zresztą zmiana usposobienia dla nasFrancyi, była wynikiem potrzeby oglądania się na Rossyą.Thiers, oddawna, bo jeszcze, zdaje mi się, w 1867 roku,z trybuny Ciała prawodawczego krytykując politykę Napo­leona, nazywał błędem okazywanie sympatyi Polakom, aEossyę wskazywał, jako jedynego, naturalnego sprzymie­rzeńca Francyi. A jeżeli stanąwszy u steru rządu, pojechałdo Petersburga przeprowadzić myśl swoją i zawiązać przy­jazne stosunki, czy robił to dlatego, że nie wierzył dzienni­kom galicyjskim, i uważał Eossyę niewinną kaimowój zbrodni,wolną od barbarzyństwa ? czy raczej trzeba dopuszczać, żebyłby wyciągnął ramiona do samego szatana, gdyby tylkomógł oprzeć o niego rozbitą Francyę? — O Francyi więc mowybyć nie może. A A nglia? ona trochę lepiej poinformowanąjest od Pana, co do czystości zamiarów i cywilizacyjnej mis-syi rossyjskiej; — dała tego dowód w czasie ostatniej wojnytureckiej, podnosząc sprawę Unitów. Gdy jój to potrzebne,potrafi ona sprawdzić dziennikarskie pogłoski; w szak ajencijej byli na miejscu okrucieństw, a am basada um iała postaraćsię o odnośne dokumentu. Czy z ..okłamujących" dzienni­ków galicyjskich, czy przez Anglię dowiedział się Pius IX [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jausten.xlx.pl