[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Piotr Legutko Dobros�aw RodziewiczMity czwartej w�adzywidz�wsfuchaczy 'czytaczyilustracje Andrzej MleczkoWydawnictwo Literackie(c) Copyright by Piotr Legutko and Dobros�aw Rodziewicz (c) Copyright by Wydawnictwo Literackie, Krak�w 2002 Wydanie pierwszeRedaktor prowadz�cy Lucyna KowalikProjekt ok�adki i stron tytu�owych grupa 99 $S�owo bardzo wst�pne... Wydzia�u Dziennikarstwa i Nguk PolitycznychUniwersytetu WarszawskiegoJl. Nowy �wiat 69, 00-046 Warszawa�el. 620-03-81 w. 295, 296Biblioteka WDiNP UWRedaktorAlina DoboszewskaRedaktor techniczny Bo�ena KorbutKsi��ki Wydawnictwa Literackiegooraz bezp�atny katalog mo�na zamawia�:31-147 Krak�w, ul. D�uga lbezp�atna linia telefoniczna: O 800 42 10 40ksi�garnia internetowa: www.wl.net.ple-mail: ksiegarnia@wl.net.pltel./fax: (+48-12) 422 46 44ISBN 83-08-03253-2Napisa� ciekaw� ksi��k� to rzecz nie�atwa. Ale gdy si� ma ciekawy temat i ponad dwie�cie stron do dyspozycji, okazuje si� pod koniec pisania �atwiejsza ni� na pocz�tku. Prawdziwe wyzwanie to przekona� potem innych, i to na jednej tylko stronie wst�pu, �e tak� ksi��k� warto kupi�, a nawet przeczyta�. Spr�bujemy zrobi� to tak, by nikt nam nie zarzuci� sk�adania obietnic bez pokrycia.W tej ksi��ce pada wiele s��w na temat telewizji, ale tylko dwa s�owa na temat seksu i przemocy (to by�y w�a�nie te dwa). Nie brakuje tak�e opis�w skandali, cho� najwi�ksze z nich s� tak powszednie, �e prawie ich nie wida�. To jest ksi��ka o tym, co wielu z nas podejrzewa, ale jeszcze cz�ciej o tym, jak bardzo lubimy si� �udzi�. By wynie�� korzy�ci z jej czytania, nie trzeba by� dziennikarzem (chocia� mo�na), nie trzeba zna� si� na polityce (chocia� politykom te� j� polecamy), nie trzeba mie� �adnego specjalnego rodzaju wykszta�cenia lub do�wiadczenia �yciowego. Wystarczy brak wstr�tu do lektury ksi��ek oraz sk�onno�� do czytania gazet, s�uchania radia i ogl�dania telewizji (niekoniecznie jednocze�nie). Ta ksi��ka jest dla ka�dego, kto nie potrafi �y� bez medi�w, ale �yj�c z nimi, czasem zadaje sobie pytanie: "co to za �ycie?". Gdyby autor�w nie dr�czy�y podobne pytania, nie napisaliby tej ksi��ki.Piotr Legutko i Dobroslaw Rodziewicz1098020887Dwa oblicza czwartej w�adzy, czyli wst�p w�a�ciwyTermin "czwarta w�adza" nie zosta� wymy�lony w Polsce, ale nie�le si� u nas zadomowi�. Podobnie jak wiele innych poj�� importowanych zza "�elaznej kurtyny", gdy ta wreszcie do cna przerdzewia�a. Jak twierdzi prof. Walery Pisarek, importowali�my zreszt� nie produkt oryginalny, kt�ry na j�zyk polski nale�a�oby t�umaczy� jako "czwarty stan" (thefourth estate), jak w XVIII wieku filozof angielski Edmund Burk� mia� nazwa� po raz pierwszy dziennikarzy, traktowanych jako osobny "stan" Kr�lestwa. Polskie okre�lenie "czwarta w�adza", podobnie jak niemieckie vierte Gewalt, k�adzie nacisk na "w�adcz� moc", pot�g�. Wszak i dawniej mawiano, �e "prasa to pot�ga". Tote� ten spos�b t�umaczenia wyra�enia thefourth estate stanowi bardziej dope�nienie koncepcji "trzech w�adz" Monteskiusza ni� opis rangi dziennikarzy jako grupy spo�ecznej. Chocia� sens terminu "czwarta w�adza" rozumiany bywa r�nie, to akurat w Polsce, od czasu upadku PRL, dominuje rozumienie roli medi�w jako niezale�nych "kontroler�w jako�ci" �ycia publicznego w og�le, a kontroler�w poczyna� zwyk�ych w�adz - w szczeg�lno�ci.Jak dalece polskie �rodki przekazu s� niezale�ne i w jakim stopniu zdolne do sprawowania skutecznej kontroli nad rz�dz�cymi - to istotne pytania, do kt�rych b�dziemy w tej ksi��ce powraca�. Jest natomiast faktem,�e kiedy statystyczny Kowalski s�yszy okre�lenie "czwarta w�adza", zwykle bez problemu kojarzy je w�a�nie z mediami.O czym warto marzy�?Od momentu narodzin nowoczesnej demokracji uwa�a si�, �e bez istnienia medi�w niezale�nych od rz�du (i wszelkich w�adz publicznych) nie do pomy�lenia jest praktykowanie wolno�ci s�owa, ochrona dobra wsp�lnego i wreszcie zachowanie samej demokracji. Wyra�enie "czwarta w�adza" ma podkre�li� wag� i si�� wp�ywu medi�w na �ycie publiczne. Zak�ada si� przy tym, �e wp�yw ten jest w ostatecznym rozrachunku wywierany w interesie zwyczajnych obywateli, nawet je�li poszczeg�lne media reprezentuj� r�ne opcje ideowe i rozmaite interesy. Zak�ada si� tak�e, i� wielo�� owych opcji i interes�w (zwana brzydko "pluralizmem") oraz konkurencja mi�dzy mediami o wzgl�dy odbiorc�w stanowi� gwarancj�, �e ich dysponenci i sami dziennikarze b�d� generalnie dbali o zachowanie rzetelno�ci, a zdarzaj�ce si� nadu�ycia, k�amstwa i b��dy w sztuce b�d� demaskowane przez konkurencj�. Panuje wreszcie domniemanie, �e dziennikarze s� grup� o szczeg�lnym etosie zawodowym i z regu�y lud�mi dociekliwymi oraz przynajmniej d���cymi do zachowania niezale�no�ci my�lenia. Obraz �wiata medi�w przedstawia si� wi�c jako system, zawieraj�cy samoregulacj� s�u��c� dobru publicznemu. Jest to oczywi�cie pewien idea�, kt�ry w �adnym kraju nie zosta� w pe�ni zrealizowany. Jednak ten idea�, ten mit pierworodny czwartej w�adzy jest bez w�tpienia u�yteczny. Na pewno odpowiada on potrzebom demokracji jako ustroju, dla kt�rego �ywotno�ci nie wystarczy sam fakt zapisania w konstytucji wolno�ci s�owa, a nawet istnienie wielu �rodk�w przekazu pozostaj�cych w r�kach r�nych w�a�cicieli.Demokracja potrzebuje czego� wi�cej. Potrzebuje publicznej debaty i prowadzenia tej debaty w j�zyku zrozumia�ym dla szerokich rzesz obywateli o r�nych pogl�dach i r�nym stopniu wykszta�cenia. Wymaga to spe�nienia pewnych warunk�w. Po pierwsze, wi�kszo�� uczestnik�w i adresat�w tej debaty musi wyznawa� te same elementarne warto�ci, kt�rym dzia�alno�� publiczna, zw�aszcza polityczna, ma s�u�y�. Po drugie, musi istnie� przynajmniej cz�ciowo wsp�lny j�zyk, w jakim nazywa si� po imieniu publiczne problemy. A po trzecie, wszyscy zainteresowani musz� mie� mo�liwo�� poznania tych samych fakt�w, danych, wydarze� i opinii, maj�cych istotne znaczenie dla zrozumienia, o co spieraj� si� politycy, co robi rz�d, i o co w og�le chodzi. W odr�nieniu od tyranii i dyktatur demokracja bez takich luksus�w nie mo�e si� obej��. A kiedy jednak pr�buje, kopie sw�j w�asny gr�b. To w�a�nie opiniotw�rcze �rodki przekazu (pojmowane jako pewna ca�o��, system komunikacji) uwa�ane s� wsp�cze�nie za podstawowy spos�b tworzenia forum publicznych debat. Kiedy zaczyna brakowa� takiego forum lub staje si� ono zbyt w�skie, to najbardziej demokratyczne wybory nie s� w stanie sk�oni� nawet aktywnych wyborc�w (nie m�wi�c ju� o takich, co nie g�osuj�) do powa�nego namys�u nad sprawami, o kt�rych m�wi� im politycy. I je�li m�wienie o mediach jako "czwartej w�adzy" ma oznacza� cokolwiek godnego uznania, to tylko pod warunkiem, �e s� one w stanie wywi�za� si� z roli budowniczych takiego forum. Gdy tego nie potrafi� lub nie chc�, to ich si�a oddzia�ywania, ich zdolno�� do wp�ywania na ludzkie postawy i pogl�dy mo�e si� okaza� dla demokracji nawet niebezpieczna.Jaka odpowiedzialno��?Za co i przed kim mog� odpowiada� wydawcy, nadawcy i konkretni dziennikarze? Ju� nie gdziekolwiek, alew dzisiejszej Polsce. Tak naprawd� tylko za udowodnione im przed s�dem naruszenie prawa lub d�br osobistych. Poza tym nadawcy radiowi i telewizyjni musz� si� liczy� z sankcjami ze strony Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za naruszanie ustawy lub warunk�w koncesji. Inne rodzaje odpowiedzialno�ci medi�w pozostaj� albo w sferze pobo�nych �ycze� i deklaracji, albo s� po prostu kwestionowane. I tak, na pytanie, czy rola nadawcy, wydawcy i dziennikarza wymaga poczucia odpowiedzialno�ci za s�owo rozpowszechniane publicznie, zgodny ch�r g�os�w odpowiada - oczywi�cie! I niemal ka�dy z nich powie o swojej gazecie, o swojej stacji czy w�asnej pracy dziennikarskiej, �e spe�nia ona wszystkie mo�liwe normy fachowej rzetelno�ci i powa�nie traktuje odbiorc�w. Co - rzecz jasna - nie wyklucza w przypadku cz�ci medi�w prywatnych jawnego sprzyjania pewnym warto�ciom czy wierno�ci pewnym pogl�dom. Adam Michnik, ojciec Rydzyk czy Jerzy Urban we w�asnym mniemaniu s� tak samo odpowiedzialni za s�owo i tak samo w porz�dku wobec swoich odbiorc�w.Gdyby�my jednak spytali szef�w polskich medi�w, czy czuj� si� odpowiedzialni za spo�eczne skutki wywieranego przez nich wp�ywu, wielu z nich zakwestionowa�oby zasadno�� tak postawionego pytania. Bo niby dlaczego �rodki przekazu, kt�re rzeczywisto�� "tylko" opisuj� i oceniaj�, mia�yby si� poczuwa� do odpowiedzialno�ci za to, jak rozumuj� i co robi� szerokie rzesze obywateli, kt�rzy w dodatku mog� korzysta� z dobrodziejstwa swobody wyboru �r�de� informacji i opinii? Wielu ludzi medi�w niech�tnie m�wi publicznie o istnieniu zwi�zku mi�dzy wywieraniem wp�ywu a odpowiedzialno�ci� za ten wp�yw. Z r�nych zreszt� powod�w.Ci mato poczytni, ma�o s�uchani lub ogl�dani zwykle nie wierz� w swoj� wp�ywowo�� lub szacuj� j� bardzo skromnie. I rozumuj� nast�puj�co: owszem, jest pewna grupa ludzi, kt�rzy mog� ulega� naszemu wp�y-wowi, ale nie musz�; to kwestia ich wolnego wyboru i naszych skromnych mo�liwo�ci. Nadawcy lub wydawcy bardziej wp�ywowi bywaj� nawet dumni ze swego oddzia�ywania. I ceni� sobie to, �e w�r�d ich odbiorc�w jest np. wielu m�odych lepiej wykszta�conych albo jaki� tam procent mieszka�c�w danego regionu. Ale przecie� ci ludzie mogli wybra� inne media. Mamy pluralizm i konkurencj�. Po takie same argumenty si�gaj� wreszcie nawet ci, kt�rzy s� w stanie wywiera� wp�yw na miliony odbiorc�w. Wp�yw niekiedy decyduj�cy. I �wietnie o tym wiedz�, ale jeszcze lepiej rozumiej�, �e publiczne przyznawanie si� do takiego wp�ywu, do takiej w�adzy nie le�y w ich interesie. Bo bezpieczniej i zyskowniej jest sprawowa� w�adz�, kt�rej nie wida�, kt�ra nie ma nazwy i oficjalnie nawet nie istnieje. Dlatego mali, �redni i wielcy na rynku medi�w maj� jedn� konkluzj� wsp�ln�: to wolni obywatele, dokonuj�c wyboru tego, co b�d� czyta�, czego s�ucha� i co ogl�da�, bior� na siebie odpowiedzialno�� za skutki tych wybor�w. Ma�o tego, to w�a�nie ich decyzje wp�ywaj� bezpo�rednio na to, jaka gazeta utrzyma si� na rynku, a jaka nie, jaka...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]